Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko

Cześć kochani ❤️ Dzisiaj zapraszam Was na coś zupełnie innego, a mianowicie na recenzję ciasteczek, które wyczaiłam ostatnio w Lidlu. 

Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko to Keto przekąska, o niskiej zawartości cukrów, ze sporą ilością tłuszczu, którą znalazłam w dwóch wersjach smakowych. 

Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko

Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko, czyli ciastko z pastą orzechową i nasionami szałwi hiszpańskiej Chia było bardzo miękkie, rozpadało się w rękach. Smak był bardzo orzechowy i maślany, jak masło orzechowe 😁 Pyszne! Jest bardziej kaloryczne i ma więcej cukru niż wersja z kokosem, jednak w smaku jest mniej słodkie.



Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko Kokos i orzech nerkowca


Frank & Oil Keto Peanut Butter miękkie ciasteczko Kokos i orzech nerkowca było bardziej zwarte, nie rozpadało się, było miękkie, o konsystencji ciasta na kruszonkę. W smaku bardziej słodkie od Peanut Butter, wiórki kokosowe były mocno wyczuwalne, trzeba było je dobrze pogryźć. 



Moim zdaniem Peanut Butter dużo smaczniejszy.

Niestety nie zrobiłam zdjęć, jak wygląda ciasteczko po rozpakowaniu 😅

Jeśli chodzi o skład to uważam, że jest całkiem w porządku. Mamy sól, ale jedną z najzdrowszych - himalajską ❤ Emulgator lecytyny z rzepaku, jak przeczytałam, jest bezpieczny dla naszego zdrowia. Dodatkowo produkt jest bezglutenowy i ma wysoką zawartość błonnika, więc dla mnie idealo🙏

Poniżej zdjęcia z aplikacji Yazio:



Te wykrzyki mogą zniechęcać, ale jeśli ktoś nie boi się tłuszczy, a unika węglowodanów, to osobiście uważam, że te ciasteczka są fajną przekąską (od czasu do czasu). 

Znacie te ciasteczka? Macie ochotę? Serdecznie pozdrawiam ❤

Splątane Losy, seria książek Magdaleny Wala

Witajcie kochani ❤️ Zapraszam Was dzisiaj na recenzję cyklu książek, który składa się na trzy części. Od razu zdradzę, że Splątane Losy, napisane przez Magdalenę Wala, okazały się wspaniałą lekturą, poruszającą i zapadającą w pamięć. Tym bardziej cieszę się, że mogę się z Wami podzielić swoją opinią, mam nadzieję, że poczujecie się zachęceni do sięgnięcia po tę serię.

Cykl: Splątane Losy, autorstwa Magdaleny Wala 


Ogólnie o serii

Splątane Losy to trzy części wspaniałej historii, w której teraźniejszość przeplata się z przeszłością, a dokładnie z okresem II wojny światowej. Bohaterami są mieszkańcy Zaborza, a miejsce akcji osadzone jest w pensjonacie Jesionowy Zakątek oraz jego okolicach. Źródłem największej tajemnicy jest natomiast opuszczony budynek zwany przez mieszkańców Piekielnym Dworem, będący tematem tabu wśród starszych mieszkańców Zaborza. Bohaterki powieści, trzy młode kobiety, w różny sposób związane z tą okolicą, natrafiają na ślady przeszłości i szukają odpowiedzi na pytania związane z ich przodkami oraz z owianym złą sławą Dworem.

W retrospekcje do czasów okołowojennych, zabierają nas listy i opowieści, opisujące, jak wyglądało życie kobiet i dzieci w czasie II wojny światowej oraz bezpośrednio po niej. Są to historie trzech młodych dziewczyn, które, każda na swój sposób, przeżyły piekło na ziemi, nie tylko z rąk Niemców. Tak więc każda z książek to z jednej strony opowieść o współczesnej kobiecie, jej rozterkach oraz wątek miłosny, z drugiej strony historia kobiety żyjącej w latach 40 XX wieku, pełna bólu, strachu i upokorzenia. Jest to też połączenie tych dwóch czasów i szukanie między nimi związku.

Książki oczywiście można czytać oddzielnie, jednak ostatecznie każda z nich mocno jest związana z drugą. Bohaterowie się powtarzają i nie zawsze jest wyjaśnione kim są i jakie mają powiązania z historią. Trzecia część spina wszystko w całość, więc warto jednak zapoznać się z opowieścią od początku. Z resztą, każda z części jest warta przeczytania w tym samym stopniu. Wiele bym straciła, gdybym pominęła chociaż jedną z nich. 

Pierwszy tom "Zanim Wybaczę" opowiada o Karolinie, która rozpoczyna pracę w Jesionowym Zakątku, klimatycznym pensjonacie w Zaborzu. Pewnego dnia odnajduje stary pamiętnik pisany w czasie II wojny światowej przez Polkę - Ludmiłę, która została zmuszona służyć w domu SS-mana. Ludmiła zostaje wykorzystywana i obdarta z godności, jednak jest w stanie wiele poświęcić, by ratować swoją rodzinę. Karolina czytając, szuka związku między Ludmiłą a swoją brababką, a także ma nadzieję na odnalezienie być może nieznanej jej gałęzi rodziny.

W drugim tomie, pt. "Zanim zrozumiem" poznajemy Kingę, która po otrzymaniu wiadomości o tajemniczym spadku postanawia wyjechać do Zaborza. Zatrzymuje się w znanym nam już Jesionowym Zakątku, w którym poznaje młodego Niemca, który przyjechał do Zaborza rozwiazać zagadkę rodzinną i odszukać przodków. Dzięki jego opowieściom, poznajemy historię jego babci, która ukazuje nam jak rodziny niemieckie były traktowane po zakończeniu II Wojny Światowej. To bardzo ciekawe informacje, nad którymi większość z nas się zapewne nie zastanawia w kontekście krzywd wyrządzonych w tym czasie. Okazuje się jednak, że niemieckie kobiety i dzieci również przeżywały piekło, czasami w imię sprawiedliwości za to, co spotkało Polaków. 

Trzeci i ostatni tom cyklu, pt. "Zanim zapomnę" to historia Mai, którą poznaliśmy już pobieżnie w poprzednich częściach. Dziewczyna dorabia w pensjonacie Jesionowy Zakątek, a pracuje jako nauczycielka. Dzięki swojemu przyjacielowi Łukaszowi wgłębia się w rozwiązywanie zagadki Piekielnego Dworu, który wciąż pozostaje tabu dla mieszkańców Zaborza. Maja odnajduje stare listy pisane przez tajemniczą B., Polkę która trafiła do niewoli podczas II Wojny Światowej. Z listów dowiadujemy się o torturach, poniżeniu, głodzie i okrucieństwie Niemców nad Polkami. Relacje są wstrząsające, jednak z każdym kolejnym listem Maja jest coraz bliżej odkrycia tajemnicy Piekielnego Dworu. 

Trzy współczesne kobiety, trzy kobiety z czasów wojennych oraz ich historie. Wszystkie łączy Zaborze oraz Piekielny Dwór, a tajemnica zostaje odkrywana kawałek po kawałku. Myślę, że warto nie przejść obok tej serii obojętnie, szczególnie jeśli kogoś interesuje okres okołowojenny, widziany oczami tych najsłabszych, czyli kobiet i dzieci. Książki poruszają, ogrom cierpienia ludzkiego przeraża, a odwaga tych młodych kobiet szokuje ale i daje nadzieję. Osobiście bardzo polecam cykl Magdaleny Wala Splątane Losy, opowieść snuta na jej kartach zapadnie mi długo w pamięci.

Moja ocena 5/6

Dziękuję za przeczytanie mojej recenzji, będzie mi bardzo miło jeśli napiszesz co o niej sądzisz. Czy zachęciłam Cię do przeczytania? A może już znasz te książki i podzielisz się wrażeniami? Życzę przyjemnego wieczoru ❤️

Domowy fryzjer, czyli jak samemu zmieniłam fryzurę 😅

Witajcie kochani❤️ Dawno nie wrzucałam na bloga aktualizacji swoich włosów, głównie dlatego, że w mojej ocenie, nie było się czym chwalić 😅 Nie żeby moje kudełki były przykre dla oczu, ale na przestrzeni miesięcy prawie wcale się nie zmieniły, więc nie widziałam sensu w ich pokazywaniu. Przez długi czas starałam się je zapuszczać, ale efekty były marne, włosy rosły mi tak powoli, że właściwie bez efektu. Poza tym w lecie nie chciało mi się wydobywać z nich skrętu, co powodowało, że zazwyczaj miałam spuszone włosy (a wiadomo, puch to ZŁO). Przyszła jesień, a wraz z nią nowe siły na pielęgnowanie pukli. Zaczęłam na nowo traktować je jako falowano/kręcone i jeszcze wczoraj wyglądały tak:


Jak widać trochę urosły, ale jak na jakieś pół roku i tak niewiele. Nawet się nieźle falują, ale od skóry głowy widać sterczące babyhair, gdyż tam nie dochodzę nigdy z żelem i odżywką b/s, stąd też lekki puch. Generalnie nie jest źle, ale irytował mnie brak objętości i ta smętna kita na samym dole.
Postanowiłam to zmienić 💪

Po kilku godzinach studiowania filmików o tym, jak samemu obciąć włosy, zdecydowałam się na metodę pigtail. Zależało mi na tym, aby je wycieniować i nieco skrócić. Chciałam by nabrały objętości i lekkości, żeby lepiej zdefiniować skręt. 

W skrócie, technika pigtail polega na zrobieniu dwóch kucyków po bokach głowy oraz dodatkowego wydzielenia pasma grzywki (od ucha do czoła). Kucyki się rozczesuje grzebieniem do kąta prostego z głową (w bok) i ścina. Przód robi się inaczej, ale ciężko opisać, najlepiej pooglądać filmiki😊


Włosy najpierw umyłam delikatnym szamponem i nałożyłam na nie sporo odżywki, by były bardziej śliskie. 
Na ostatnim zdjęciu widać ile ścięłam, jakiś 10 cm, czyli prawie rok zapuszczania 😅


Włosy zostały widocznie pocieniowane, ale nie jakoś drastycznie, chyba najbardziej z przodu widać warstwy. Nadal na samym dole widoczny jest ten irytujący ogon, którego potem się pozbędę 😅

Generalnie nie wygląda to jakoś zachwycająco, ale wierzę, że po odpowiednim wystylizowaniu skrętu włosy ładnie się ułożą 🙏

Teraz część druga, hennowanie ❤️

Postanowiłam nieco zmienić kolor, oczywiście wybrałam do tego celu moją ulubioną hennę Sattva. Tym razem jednak postawiłam na kolor glęboki brąz, mając nadzieję przynajmniej na lekkie przyciemnienie włosków. Poniżej lista rzeczy, których użyłam.


Najpierw umyłam włosy szamponem chelatujacym, następnie przygotowałam wywar z siemienia lnianego na wodzie demineralizowanej, do tego dodałam hennę (pół paczki). Pilnowałam, aby mieszkanka miała 50 st. i miała konsystencję gęstej śmietany. Papkę nakładałam głową w dół, zaczynając od nasady aż do końcówek. Dzięki dodaniu siemieniowego glutka, papka była gładka i śliska, co pomagało w aplikacji.


następnie zawiniłam włosy w folię spożywczą i nałożyłam czepek. Hennę trzymałam na włosach 2,5 godziny, potem spłukałam. Należy bardzo dobrze spłukać mieszankę, a nie jest to łatwe. Ja się spieszyłam i nie zrobiłam tego porządnie, przez co swędziała mnie głowa 😔
Kiedy włosy wyschły, obcięłam ten szpetny ogon. Kolor wyszedł bardzo ładny, równomierny i ciemniejszy niż przypuszczałam, bardzo podobny do ciemnego brązu Khadi, który był zawsze moim ulubionym.

Po hennowaniu dobrze jest przetrzymać włosy bez mycia minimum 48 godz, aby kolor w tym czasie się pogłębiał. Ze względu na to swędzenie musiałam niestety skrócić ten czas do 30 godzin.

Zdjęcie włosków po 12 godzinach od nałożenia henny możecie zobaczyć poniżej. Kolor Określiłabym na ciemny brąz o chłodnym odcieniu. Włosy są wyczuwalnie grubsze i bardziej błyszczące, uniesione u nasady, przyjemne w dotyku, aczkolwiek nieco tępe. Włosy wyschły naturalnie.



Nadszedł wreszcie czas na pełnowartościowy wlosing. Najpierw nałożyłam na włosy odżywkę proteinową na 15 min. Następnie umyłam włosy łagodnym szamponem. Na ociekające wodą włosy nałożyłam odrobinę odżywki emolientowej b/s, oraz żelu. Rozczesałam włosy grzebieniem, a następnie pougniatałam pukle, pozostawiając je do naturalnego wyschnięcia. Na końcu odgniotlam sucharki i oto efekt końcowy:


Porównanie przed i po:




Co mogę powiedzieć o takiej auto-usłudze na włosach? Na pewno to, że zaoszczędziłam pieniądze, ale niestety nie czas. Aby wykonać te wszystkie kroki, musiałam zaplanować sobie właściwie trzy dni, od piątku do niedzieli, aby wszystko się dobrze zgrało. Musiałam mieć też pewność, że od przygotowania henny, będę mieć jakieś 3 godziny nie wychodzenia z domu. Na efekt końcowy trzeba było czekać aż dwa dni, gdyż po nałożeniu henny nie powinno się włosów niczym stylizować. Czy było warto? Włosy dzięki cięciu są bardziej uniesione u nasady i optycznie wydają się bardziej gęste. Kolor może wydawać się nudniejszy od mojego naturalnego, ja jednak się w nim najlepiej czuje, bardziej wyraziście;) Tak na marginesie, wybaczcie, że się tak maskuję, ale jakoś nie umiem się przekonać do pokazywania swojej twarzy w internecie, mam nadzieję że zrozumiecie ❤️

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca tego długaśnego posta😘 

Jak to jest u was? Chodzicie do fryzjera, czy tak jak ja unikacie i same/sami zajmujecie się swoimi włosami? Co ostatnio zafundowaliście/zafundowałyście swojej czuprynie? 

Pozdrawiam serdecznie ❤️