Moja włosowa historia

Cześć! Na początek tego posta muszę się przyznać, że zapomniałam o tym blogu całkowicie 😨 Do tego stopnia, że ostatnio zaczęłam myśleć "fajnie byłoby założyć bloga o tematyce urody, sportu i ogólnie życia", zupełnie zapominając, że już takiego założyłam 😆 Także ogłaszam reaktywacje! 

Głównie chciałabym jednak pisać o moich wieloletnich zmaganiach o ładne włosy, co nota bene idzie mi jak krew z nosa. Niestety nie jestem z tych włosomaniaczek, które po roku czy dwóch latach mogą się pochwalić niesamowitą metamorfozą swoich włosów. Tematem interesuje się od 2012 r., a jednak ani nie mam gładkiej tafli, ani sprężystych loków, ani ładnych fal 😡 Oczywiście przyczyną jest moja niekonsekwencja, brak cierpliwości i robienie wielu rzeczy na raz, bez zastanowienia. Chciałabym zacząć od początku...

Moje naturalne włosy pamiętają roku około 2002 r. (miałam wtedy około 14 lat). Miały kolor jasno-brązowy, taki raczej typowy jak na nasz kraj, były puszyste (ale nie spuszone), falowane, cienkie ale nierzadkie. Niczym szczególnym się nie wyróżniały. Potem je farbowałam na ciemne kolory i rude odcienie, ale dzięki temu, że nigdy ich nie stylizowałam na gorąco wyglądały dobrze. Około 2006 r. zaczęłam próby wydobywania ich skrętu i faktycznie miałam jakieś tam ruloniki, sięgałam wtedy po żel, nie czesałam ich. 


W 2009 r. urodziłam synka i włosy jakby się wyprostowały, nie umiałam już ich zakręcić, nie trzymały żadnej stylizacji. Nic z nimi nie robiłam, zostawiłam je same sobie i w sumie nie miały się źle. Potem znowu zaczęłam farbować i zmieniła się ich struktura na lekkie kręciołki. Coraz częściej suszyłam i prostowałam. Potem zaczęłam chodzić do szkoły fryzjerskiej i paradoksalnie moje włosy miały się gorzej. Pocieniowałam włosy na całej długości, co nie wyglądało źle, ale wymagało układania włosów. Poza tym, im bardziej rosły, tym wyglądały bardziej smętnie, bo było ich mało. 

Na koniec tej wątpliwej przygody zrobiłam kąpiel rozjaśniającą i zafarbowały na jasny złoty blond (swoją drogą piękny kolor). Od tej pory włosy wyglądały jak rozczochrana grzywa wyliniałego lwa 😆 Na szczęście gorzej już nie było.

Wreszcie w 2012 r. poznałam słowa "włosomaniaczka" i "świadoma pielęgnacja". Poniższe zdjęcie jest ostatnim przed postanowieniem o radykalnej zmianie. Ten blask to oczywiście lampa błyskowa.


Postanowiłam zacząć od ścięcia włosów, aby pozbyć się tego okropnego cieniowania. Zaczęłam też zapuszczać naturalne kudełki, co było najgorszym wyzwaniem, bo kochałam kolory na głowie. Poza tym hodowanie mysiego odrostu było straszne 😆 Na poniższym zdjęciu widać moje włosy w ten czas bez stylizacji. Kolor też już się nieco sprał, a końcówki były bardzo smętne.


2014 r. Zaczęłam zapuszczać włosy i hodować odrost. Włosy się ładnie falowały, ale za chiny ludowe nie mogę sobie przypomnieć co takiego robiłam, że tak wyglądały.  przypomniało mi się, że wtedy chyba myłam włosy odżywką.


W roku 2015 ścięłam włosy i całkowicie pozbyłam się farbowańców. Potem odkryłam hennę 💓Zaczęłam ziołować włosy brązami. Uwielbiałam ich objętość po takim zabiegu, ale zabijało to moje fale, włosy robiły się prostsze i mięsiste. 


Zapuszczałam je i myślałam, że teraz już będzie tylko dobrze, ale jakoś włosy wciąż się puszyły, dziwnie falowały, nie chciały być zdefiniowane w żaden sposób. Poniżej rok 2018. po hennie czekoladowy brąz.


Przez następne dwa lata włosy na zmianę zapuszczałam i obcinałam. Hennowałam na ciemny brąz i suszyłam suszarką chłodnym nawiewem. 

Poniżej zdjęcie moich włosów z 2019 roku w naturalnym kolorze (po około pół roku od hennowania). Jest to raczej ciemny blond, włosy są bardzo rzadkie i liche, są miękkie, jak piórka. Każda spinka z nich zjeżdża.


2020 r. Poniższe zdjęcie zrobiłam kilka dni temu po porządnym resecie (oczyszczeniu włosów).  Zdjęcie od tyłu zrobiłam z lampą a z przodu bez lampy i to właśnie na tym zdjęciu widać, jaki mam kolor miesiąc po hennie ciemny brąz. Włosy nadal się puszą, ale są miekkie i śliskie w dotyku.





Co zamierzam zmienić? Przede wszystkim sposób ich mycia. Kupiłam odżywki myjadła oraz łagodny szampon i mam zamiar spróbować metod pielęgnacji CG (curly girl), czyli dla włosów kręconych. Moją największą bolączką jest puch i myślę, że jest spowodowany albo tym, że moje włosy chcą się kręcić, albo złym doborem kosmetyków do mycia. Myślę, że nawet chodzi o te dwie rzeczy na raz, dlatego być może metoda CG się sprawdzi. 

Będę zamieszczać tu comiesięczne aktualizacje włosowe, dzięki czemu będę miała podgląd na ewentualne postępy lub regresy. Mam też nadzieję na dobre rady kochanych blogerek, wasza wiedza jest bezcenna, poza tym nie ma to jak włosowe wsparcie innych kobiet.

Jutro kolejne hennowanie, tym razem będzie to inny kolor. Z jednej strony trochę się boję, a z drugiej jestem podekscytowana! Na pewno pochwalę lub pożalę się efektem:)

Jestem ciekawa, czy wy jesteście zadowolne z waszych włosów. Osiągnęłyście już swój włosowy cel, czy tak jak ja nadal poszukujecie sposobu na swoją czuprynę?

6 komentarzy:

  1. A ja myślałam, że to ja jestem zakręcona 😂, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju ale miałaś piękne loki:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do moich włosów, nie jestem z nich szczególnie zadowolona, bo przy stresie mi bardziej wypadają :(

    OdpowiedzUsuń